Zorientowałem się właśnie, że jest drugi sezon! To świetna okazja, żeby odświeżyć entuzjastyczny wpis o pierwszym. Z tej okazji też trochę technikaliów – dopisałem na końcu.
Wpis z 16 lipca 2019. czyli z 50. rocznicy lądowania.
Jeśli ciągle wahacie się, czy warto dać podcastom szansę, to będzie ten monet. Archiwalne nagranie. 13 minut poprzedzających lądowanie na Księżycu, tak, jak słyszał to CAPCOM – ten człowiek w Houston, który słyszy wszystko co się tam dzieje i – jako jedyny – rozmawia bezpośrednio z załogą. Gdyby puścić to bez żadnego komentarza (jak dzieje się w ostatnim odcinku), stanowiłoby niezrozumiały dla laika strumień techniczno – komunikacyjnego żargonu. By zrozumieć całą dramaturgię, dostrzec momenty kulminacyjne, wyłapać chwile grozy potrzebny jest hollywoodzki film albo… podcast BBC.
10 odcinków wprowadza w te ostatnie minuty krok po kroku, czyniąc oczywiście szereg dygresji, które odtwarzają wszelkie możliwe konteksty i przypominają wszystkie prowadzące do lądowania na Księżycu wydarzenia. W wielu przypadkach – wprowadza ustami tych, którzy naprawdę brali w nich udział. Efekt końcowy wgniata w fotel – 13 minut żargonu staje się epopeją. I to jest absolutna wirtuozeria opowiadania historii, warsztatowy majstersztyk oraz lektura obowiązkowa dla każdego dziennikarza, scenarzysty, pisarza, ale też dla każdego fana seriali. Można się kompletnie nie interesować kosmosem, techniką, można nawet nie wierzyć, że tam w ogóle byli, a i tak trzeba docenić, jak to jest opowiedziane!
A puszczenie tych 13 minut na koniec, bez komentarza, to już cios kończący walkę: i tak leżysz, i tak wiesz, że to było mocne, ale masz teraz jeszcze raz i zobacz jak owinęliśmy cię wokół swojego palca. Śmiejesz się tam, gdzie ci powiedziano, że będzie śmiesznie, gryziesz palce, gdy trzeba gryźć, a gdy już Eagle has landed, to przed klaskaniem powstrzymuje Cię tylko fakt, że jedziesz akurat zapchanym autobusem.
Podobno radio miało kiedyś magię – to musi być właśnie ona.
Co do samego programu Apollo, to wiele rzeczy w takiej formule ma szansę wybrzmieć i zrobić wrażenie: że udało się w 10 lat; że nie skończyło się po tragicznym pożarze; że zrobili to z pomocą technologii, której dziś nie powierzyłbym wyrzucenia śmieci… Ale to wszystko nie jest takie nowe, częściowo pokazał to już film „Apollo 13”. Nowe jest to, że słuchamy tych wydarzeń z perspektywy Houston, więc z cienia samych astronautów wychodzą ci wszyscy ludzie, którzy wspierali ich z Ziemi. I tu największy szok: to są dzieci! Niektóre decyzje, kluczowe dla misji obciążonej niewyobrażalnym ryzykiem, podejmowali 26-latkowie! Dla niektórych to była pierwsza praca, pierwszy projekt. Wrażenie robi nawet nie to, że mieli jaja, bo w tym akurat młody wiek raczej pomaga, ale że w całym systemie stojącym za realizacją programu Apollo było dla nich miejsce i to tak wysoko!
Patrzę na to oczywiście z perspektywy codziennych zmagań z korporacją i jej biurokracją, ze wszystkimi wadami, opisanymi 150 lat temu, i zastanawiam się, jak to w ogóle było możliwe? Zaufanie, efektywność, szybkość i trafność decyzji na zupełnie niewyobrażalnym poziomie. Ekipa tak zgrana, że rozumie się bez słów (dosłownie – przecież mówią do siebie skrótami i kodami), której przed „wdrożeniem na produkcję” wszystko pozwolono przećwiczyć „na stage’u” tyle razy, że nic nie jest w stanie ich zaskoczyć. Nawet to, że na ostatniej prostej niezbędna okazuje się improwizacja.
Pełen spokój aż do lądowania w… bazie Spokój. I to wszystko słychać w tych 13 minutach. Trzeba tylko najpierw odpękać 10 odcinków wprowadzenia, żeby to usłyszeć.
PS: Jak komuś będzie miało, to tu można przesłuchać całą komunikację z misji Apollo 11 – wszystkie wymienione i nie wymienione w podcaście stanowiska kontroli lotów: https://apolloinrealtime.org/11/
Plan na bloga jest taki, że oprócz recenzowania i polecania konkretnych podcastów, będę też trochę pisał o technikaliach, które mogą pomóc wejść w temat tym, którzy podchodzą do niego jak do jeża.
Podcasty dzielę oczywiście na różne kategorie, ale jest jeden podział, którego nie uwzględniam w zielonych ramkach na końcu, a który warto wyjaśnić – skończone vs. nieskończone. Nieskończone to przede wszystkim bieżąca publicystyka, choć oczywiście nie tylko, a skończone to te, które pomyślane są jako zamknięta całość i można je łyknąć w dowolnym momencie, pobierając od razu wszystkie odcinki. „13 Minutes…” wydawał się należeć do tej drugiej kategorii, ale właśnie okazało się, że ma kontynuację (już nie o samym lądowaniu na Księżycu, tylko o misji „Apollo 13”. Dopiero zacznę jej słuchać, więc nie wiem jeszcze, czy trzyma poziom, ale słuchając pierwszego miałem nawet taką myśl, że mogliby opowiedzieć i tę, znaną dobrze z filmu historię).
To pokazuje, że jeśli jakaś „zamknięta” seria się Wam spodoba, nie warto usuwać jej ze swojej aplikacji nawet po zakończeniu. Bo nigdy nie wiadomo, czy po jakimś czasie nie wpadnie jakiś niespodziewany bonus. Nic to nie kosztuje, a jaka radość, gdy właśnie tak zadziała!
PS: Wpis o tym, jakiej aplikacji używam i dlaczego, też jest w planie.

- Apple | Spotify | Pocket Casts
- RSS | WWW
- Autorzy: Kevin Fong, Andrew Luck-Baker / Muzyka: Hans Zimmer
- Język: angielski
- Wydawca: BBC
- Długość odcinka: 45 minut.
- Częstotliwość: raz w tygodniu. Pierwszy sezon dostępny w całości, drugi trwa.
One thought on “13 Minutes to the Moon”